Wyobraźcie sobie, że zabory w Polsce nie kończą się odzyskaniem niepodległości, tylko imperium rosyjskie zaczyna zaczyna tu osadzać "Sarmatów", którzy emigrowali jeszcze przed chrztem Polski i przez lata gdzieś się błąkali po rubieżach Rosji i w Mongolii, żyjąc wśród rodzimej ludności, krzyżując się z nią i kultywując wiarę w Peruna i Światowida, którą jednak w wielu punktach mocno pozmieniali. Zresztą dobra połowa tych "Sarmatów" to mongolscy potomkowie konwertytów "sarmackich". I oni zaczynają wspierani przez żołnierzy carskich wypierać Polaków z Polski, a to z ich świętej góry Ślęży, a to z ziemi Polan, tak, że ostatecznie kończymy ściśnięci w jakimś rezerwacie na Podlasiu, biedni jak myszy kościelne, prześladowani i mordowani przez "Sarmatów" pod byle pretekstem.
Kto łapie analogię?
"Niedziela w kopalni", Jacek Malczewski, 1882 rok