On Wednesday, I went to donate blood, so according to the new-old ordinance of the Minister of Health (I am writing this because he recently "refreshed" this recipe), I had 2 days off for donating blood, and not 1 day as it was before Covid. When I was struggling with an overzealous young doctor and my poorly visible veins (the doctor ignored the fact that I have had low blood pressure since I was a child, and I have been donating blood for about 1.5 years), Asia, like a skilled hunter, looked for good food in nearby stores. Well, because I forgot, I can't donate blood in my city and I have to drive about 30 km to the collection point in the morning. At that time, I had to drink two coffees, 4 glasses of water and run around the hospital - I'm not kidding. I had to drink the coffee because the doctor said that it would either increase or I would not give a drop of blood (and as I am a lazy person who does not like his job, I could not let that happen). After I went through this part, I had to drink from 6 glasses, and then run around the hospital so that the veins were visible, and thus be allowed to donate blood. Yes, I do it for cynical reasons (like most people, if it were otherwise, you wouldn't have to encourage people to do so), but also out of a desire to help other people. When the doctors saved my mother, they used 6 liters of blood for it (we donate 450 ml at one time, i.e. 3 out of 6 possible blood donations for a year, a little more than 1/6 of what the doctors had to pump into my mother). Not to mention Ukraine and the fact that I have quite a rare blood type (I always forget which one, don't ask), maybe even the rarest one, so I feel the duty to help all the more.
As for the walk, we just took a little over 1.5 hour walk to find mushrooms. We didn't find any edible, they were poisonous. Well, at least we had a walk where all the muscles in our legs were working - we were walking along my trail, over uneven terrain. On Thursday, I was also on a trip in my city - I like to organize one on the occasion of at least 2 days off, as long as I'm at home and I have nothing important to do. I came to our renovated train station and was surprised by its quality - although we live almost in a village, it looked like in a bigger city. Modestly, a fact, but it's not an important station, so he can understand it. I hope that rail transport will be further developed, because I like this form of transport.
As for the dog, in January I was in a checkup, which we repeated yesterday. Taco has digestive problems - on average, he has diarrhea once every 14 days. Sometimes more, sometimes less often, but usually once a week, it wakes me up by hanging around the house in the middle of the night. If I have time to get dressed and go out with him, that's cool (assuming he doesn't mess up the stairwell, which he did, he even stained my pants once, but it was my fault because I ignored his signs and I was already out of work and I could get up and go out with him right away), but usually I fail and shit either in the hallway or in my bed. He used to have it more often, but as long as he takes his medication less often. And since I changed his diet ... Only sometimes I give him a bit too much food and ask for trouble myself. That's how it was yesterday, this morning I had to hurry to work, because Taco woke up a moment after me, and when I was lying on the bed, hugging Asia and recovering, I smelled the obvious origin ... Well, at least it was easy to clean up because it was not uncommon. The results will be on Monday, but I'm not afraid they will be bad. Taco is supposed to have a nice coat, he is holding up well ... Well, we had to hold him in 2 while donating blood and he had to keep his mouth closed so he wouldn't bite anyone. In this I had to hold it with almost all my weight. The dog is not even 12 kilograms, and he was throwing himself on the table like a madman. But after all, that's his master too, so you know, hehe.
W środę pojechałem oddać krew, więc zgodnie z nowym-starym zarządzeniem ministra zdrowia (piszę tak, bo niedawno "odświeżył" ten przepis), miałem 2 dni wolnego za oddanie krwi, a nie tak jak było przed Covidem, 1 dzień. Gdy ja walczyłem z nadgorliwą, młodą lekarką i moimi słabo widocznymi żyłami (lekarka zignorowała fakt, że od dziecka mam niskie ciśnienie, a oddaję krew od około 1.5 roku), to Asia niczym sprawny łowca, poszukał dobrego jedzenia w pobliskich sklepach. No bo zapomniałem, nie mogę oddawać krwi w swoim mieście i musze jechać z samego rana około 30 km do punktu zbioru. Ja w tym czasie musiałem wypić dwie kawy, ze 4 szklanki wody i pobiegać koło szpitala - nie żartuję. Kawy musiałem wypić, bo lekarka powiedziała że albo wzrośnie albo nie oddam ani pół kropli krwi (a że jestem leniem, który nie lubi swojej pracy, to nie mogłem do tego dopuścić). Gdy już przeszedłem tę część, to musiałem wypić z 6 szklanek, a następnie pobiegać koło szpitala, by żyły były widoczne, a co za tym idzie - zostać dopuszczonym do oddawania krwi. Tak, robię to z cynicznych pobudek (jak większość ludzi, gdyby było inaczej, to nie trzeba byłoby do tego tak zachęcać ludzi), ale też z chęci pomocy innym ludziom. Jak lekarze ratowali moją mamę, to przeznaczyli na to z 6 litrów krwi (jednorazowo oddajemy 450 ml, czyli 3 z 6 możliwych oddań krwi zgodnie z prawem na rok, nieco przekracza 1/6 tego, co lekarze musieli wpompować w moją mamę). Nie wspominając o Ukrainie i fakcie, że mam dość rzadką grupę krwi (zawsze zapominam jaką, nie pytajcie), może nawet najrzadszą, więc tym bardziej czuję obowiązek pomocy.
Jeśli chodzi o spacer, to po prostu wybraliśmy się na nieco ponad 1.5 godzinny spacer, by znaleźć grzyby. Nie znaleźliśmy żadnego jadalnego, trujące były. No ale przynajmniej zaliczyliśmy spacer, podczas którego pracowały wszystkie mięśnie nóg - spacerowaliśmy moim szlakiem, po nierównym terenie. W czwartek byłem też na wycieczce w moim mieście - lubię sobie zorganizować taką z okazji każdego co najmniej 2 dniowego wolnego, o ile jestem w domu i nie mam nic ważnego do roboty. Doszedłem na nasz wyremontowany dworzec pociągowy i zdziwiłem się jego jakością - mimo, że mieszkamy prawie na wiosce, to wyglądało to jak w większym mieście. Skromnie, fakt, ale nie jest to ważna stacja, więc da rady to zrozumieć. Mam nadzieję, że transport kolejowy będzie dalej rozwijany, bo polubiłem tę formę poruszania się.
A co do psa, to w styczniu byłem na kontrolnym badaniu, które powtórzyliśmy wczoraj. Taco ma problemy z trawieniem - średnio raz na 14 dni ma biegunkę. Czasem częściej, czasem rzadziej, ale co do zasady raz w tygodniu budzi mnie kręceniem się po domu w środku nocy. Jak zdążę się ubrać i z nim wyjść, to jest spoko (zakładając, że nie napaskudzi na klatce schodowej, co zdarzało mu się, nawet raz poplamił moje spodnie, ale to było z mojej winy, bo ignorowałem jego znaki, a byłem już po pracy i mogłem odrazu wstać i z nim wyjść), ale zazwyczaj mi się nie udaje i zesra się albo w przedpokoju albo w swoim łóżku. Kiedyś miał tak częściej, ale odkąd bierze leki, to rzadziej. No i odkąd zmieniłem mu dietę... Tylko że czasami dam mu nieco za dużo jedzenia i sam się proszę o kłopoty. Tak było wczoraj, dziś rano musiałem się śpieszyć do pracy, bo Taco obudzil się chwilę po mnie, a gdy ja leżałem na łóżku, przytulałem Asię i dochodziłem do siebie, to poczułem zapach oczywistego pochodzenia... No cóż, przynajmniej można było łatwo posprzątać, bo nie było rzadkie. Wyniki będą w poniedziałek, ale nie obawiam się, że będą złe. Taco ma podobno ładną sierść, dobrze się trzyma... No kurde, musieliśmy go we 2 przytrzymywać podczas oddawania krwi i musiał mieć zamknięty pysk, by nikogo nie ugryzł. W tym ja musiałem go trzymać niemal całą swoją masą. Pies nie ma nawet 12 kilogramów, a rzucał się na stole jak wariat. No ale w końcu taki też jest jego pan, więc wiecie, hehe.